Nie ma to jak być pełnym skrajności. I to od kilku już dobrych lat. Z jednej strony być mentalnym przeciwnikiem biegania, a z drugiej robić to stosunkowo regularnie. Co więcej – robić to z nieskrywaną specjalnie przyjemnością. Tak właśnie działam ja.
Deszczowy finisz „półmaratonu”
Ostatnio chodzi za mną myśl, że jestem najgłupszym biegaczem. Nie najwolniejszym, nie najgorszym ale najgłupszym. Dlaczego? Ponieważ nie znam chyba innego osobnika, który biega i ma w sobie zarazem tyle sprzeczności co ja.